Na pokładzie mojego statku "Esonal", czułem się jak w domu. Miał zapach drewna nasiąkniętego solą, które kochałem, miał odgłosy skrzypienia desek pod nogami, hałasy lin, obcowania z wodą. I najważniejsze, miał wiatr, ten sam, który teraz rozwiewał mi białe włosy we wszystkie strony i przypominał, że żyję. Uwielbiałem to uczucie, jakby sam świat leżał pode mną, a ja prowadziłem siebie tam, gdzie chciałem bez żadnego "muszę". To właśnie nazywałem wolnością. To tutaj jest mój świat, tu wszystko jest prawdziwe. Wiatr, fale, słońce odbijające się od powierzchni wody. Moja załoga, może trochę pokręcona, ale była gotowa na każdą przygodę. I ja kapitan. Kapitan własnego morskiego życia, i może nie miałem mapy na całe życie, ale miałem kompas w sercu, który pokazywał mi swoje własne ścieżki.
Od naszej wizyty u czcigodnej minęły dwa dni, ciągle w podróży do domu, ale kochałem to. Co jedynie zauważałem, że sama Liena wydaje się być nieco niecierpliwa, przez ciągłe zamyślenia oraz rozkminianie tego czego się dowiedziała, na pewno musiało być jej trudno. Żałowałem, że nie czuła się na wodzie tak jak ja i moi ludzie, z pewnością byłoby jej łatwiej. Z zamyślenia wyrwał mnie kierunek, w którym płynęliśmy.
-No nie no nie no nie, tak nie może być- mówiłem, wyciągając z kieszonki mój wierny, trochę wyniszczony już, kompas. Igła kręciła się przez chwilę, jakby miała własne zdanie na temat naszej trasy, ale w końcu opadła. Pociągnąłem za żagiel i odwróciłem się do chłopaków.
-Na południowy zachód przekierować grot! -zawołałem. Ren i Loran od razu wzięli się do pracy, z werwą, o którą dbałem sam. Zadowolona załoga to szczęście w życiu. Jednakże zauważyłem dwóch, którzy zamiast robić swoje, rzucali w siebie żartami.
-Halo chłopcy! Nie lenimy się, kurs trzymamy!- krzyknąłem, schodząc o dwa stopnie. Obaj spojrzeli na mnie ze skruchą.
-Kiraz, jak nie chwycisz tej liny w trzy sekundy, to cię przywiążę do masztu i każe ci śpiewać do rana ballady o utraconych dziewkach z Nemistral!- Załoga od razu podchwyciła żart, a Verdan nawet zanucił kawałek. Zostawiłem ich, i wróciłem do steru, gdzie spojrzałem na mapę. Palcem przesunąłem od punktu, w którym się znajdowaliśmy obecnie, do jednej z wysepek Sodrii. Liena, może mnie zabije, ale jeśli Nevar z Rion miał rację to jeszcze dwa dni i znajdziemy to czego szukamy. A jeśli nie, to przynajmniej będzie ładny zachód słońca.
Patrzyłem na otwarte morze, raz po raz spoglądając jeszcze na mapę. Odwróciłem się, kiedy zorientowałem się, że stoi obok mnie Liena. Miała skrzyżowane ręce i patrzyła na mnie pytająco.
-Zmieniłeś kurs. -rzekła. Uśmiechnąłem się szeroko i objąłem ją jedną ręką, przyciągając ją do siebie tak, by zobaczyła mapę.
-Owszem - zgodziłem się, i nie odrywałem oczu od mapy.
-Mieliśmy wracać do domu Ciro. - powiedziała poważnym tonem, tak poważnym, na jaki może zmusić się nastolatka.
-Mieliśmy. -moje kąciki ust uniosły się jeszcze wyżej. - Tak to już jest Lieno, z "mieliśmy". Czasem lubi się zmienić na "płyniemy tam, gdzie warto". - Liena nie wyglądała na zadowoloną, spojrzała na mapę, a potem wprost na morze. Usłyszałem jak wzdycha przeciągle.
-Gdzie płyniemy? - O tak! Poddała się. A moje rozmarzone oczy skierowały się wprost na nią. Przytuliłem ją mocno do siebie, odrywając ją od pokładu. -Ciro! Ciro! Już! Weź...postaw mnie!-krzyczała. Odstawiłem ją na miejsce uśmiechnięty od ucha do ucha.
-A więc słuchaj. Nevar z Rion, opowiedział mi pewną historię- Szesnastolatka nie dała mi dokończyć, od razu wparowała, wcinając się w zdanie.
-Dla historii płyniemy dodatkowe dni ? Ciro, proszę cię. Nawet nie masz pewności czy cokolwiek, w tym było prawdziwe.- zakończyła.
-To w tym najlepsze! Jeśli chociaż ziarnko prawdy, w tym jest, nie muszę mieć pewności. Wystarczy iskra! Jeśli mówią, że coś tam jest wartego uwagi, to mi wystarczy. -powiedziałem zadowolony. -Wiesz Liena ...lubię te ziarenka prawdy, zbieram je, jak inni znajdźki. To one sprawiają, że życie jest warte kochania! -dokończyłem dumnie. W oczach moich zbierały się radosne iskry, które czekały z niecierpliwością, aż zobaczą, co z tego ziarnka wykiełkuje. Dziewczyna zaakceptowała mój pomysł i wróciła do siebie, znów bawiąc się medalionem. Ta to nie potrafi choć trochę odpuścić.
Większość załogi już spała. Czerń nocy otulała morze i cały statek, nie licząc kilku miejsc, gdzie wisiały lampy naftowe. Statek kołysał się spokojnie, na aksamitnej czerni morza, usypiając nawet mnie. Czułem ogarniający mnie spokój, wyciszenie i coraz większą chęć położenia się spać. Usłyszałem za sobą kroki, ale natychmiast je rozpoznałem, jednak tylko jedna osoba ma tak ciężkie buty. Była to Zorya.
-Obowiązki wykonane- rzekła dość chłodno. -liny są zabezpieczone, żagle postawione, większość ludzi śpi. Kiraz na bocianim gnieździe, dziś pełni wartę. - Skinąłem głową, przyjmując raport.
-Dziękuję Zorya. -podziękowałem.
-To moja praca kapitanie, obowiązek. -To było całkowicie zdanie w jej stylu. Nigdy nie przyjmowała podziękowań, pochwał czy prośby o odpoczynek. Kobieta w ciągłym ruchu, gotowa na wszystko. Mimo tego, iż różniła się od reszty załogi, która lubiła sobie śmieszkować i żyła przygodą, to była ona bardzo mi tutaj potrzebna. Jako moja prawa ręka, pomagała mi w najróżniejszych momentach, wyciągała nie raz z problemów i nakierowywała na odpowiedniejsze rozwiązanie. Ufałem jej jak nikomu innemu.
-Kierunek się zmienił- rzekła. -Nie zamierzasz zdradzić, jaki ma to powód?
-A gdybym ci powiedział, że czuję, że to właśnie tam muszę płynąć? Że to instynkt?
-Powiedziałabym, że masz jak zawsze całkiem niezły instynkt.- odpowiedziała cicho, patrzyła przez moment na mnie, a potem znów w przestrzeń przed sobą. Jej rude włosy, zaplecione w tej chwili w długi, gruby warkocz, powiewały pięknie za sprawą wiatru. Mój wzrok przez chwilę wręcz nie był kontrolowany, dopiero jej głos mnie wyrwał.
-Wiem, że cokolwiek postanowisz, wiesz, co robisz.
-Zawsze wierzyłaś w to, że wiem, co robię? -zapytałem, może i lekko rozbawiony. Zorya podniosła brew, patrząc na mnie.
-Nie, ale zawsze wierzyłam, że jak coś spieprzysz, to przynajmniej zrobisz to z rozmachem. A ja pomogę sprzątnąć ten syf. Ale... tak. Wierzę, że masz dobry powód.
-Mam, jeszcze nie wiem, czy dobry, ale czuję, że musimy tam być. -Kobieta milczała przez chwilę, a potem przytaknęła.
-To wystarczy.- rzekła. Chciałem coś powiedzieć, ale ta już odwróciła się i znikała w cieniu.
-Za wszystko ci dziękuję i cieszę się, że mogę liczyć na kogoś takiego na moim pokładzie- powiedziałem więc cicho, wiedząc, iż marne szanse na to, że to usłyszy wśród dźwięków fal. Uśmiechnąłem się i westchnąłem. W głębi serca cieszyłem się jak głupi, że to właśnie Zorya została moją prawą ręką. Otrząsnąłem się lekko, jakbym chciał wziąć się w garść i sam postanowiłem pójść. Miruno zapewne już dawno ciężko spał, obym tylko mógł tego wielkiego kota przesunąć i zmieścić się w łóżku.
-A więc słuchaj. Nevar z Rion, opowiedział mi pewną historię- Szesnastolatka nie dała mi dokończyć, od razu wparowała, wcinając się w zdanie.
-Dla historii płyniemy dodatkowe dni ? Ciro, proszę cię. Nawet nie masz pewności czy cokolwiek, w tym było prawdziwe.- zakończyła.
-To w tym najlepsze! Jeśli chociaż ziarnko prawdy, w tym jest, nie muszę mieć pewności. Wystarczy iskra! Jeśli mówią, że coś tam jest wartego uwagi, to mi wystarczy. -powiedziałem zadowolony. -Wiesz Liena ...lubię te ziarenka prawdy, zbieram je, jak inni znajdźki. To one sprawiają, że życie jest warte kochania! -dokończyłem dumnie. W oczach moich zbierały się radosne iskry, które czekały z niecierpliwością, aż zobaczą, co z tego ziarnka wykiełkuje. Dziewczyna zaakceptowała mój pomysł i wróciła do siebie, znów bawiąc się medalionem. Ta to nie potrafi choć trochę odpuścić.
Większość załogi już spała. Czerń nocy otulała morze i cały statek, nie licząc kilku miejsc, gdzie wisiały lampy naftowe. Statek kołysał się spokojnie, na aksamitnej czerni morza, usypiając nawet mnie. Czułem ogarniający mnie spokój, wyciszenie i coraz większą chęć położenia się spać. Usłyszałem za sobą kroki, ale natychmiast je rozpoznałem, jednak tylko jedna osoba ma tak ciężkie buty. Była to Zorya.
-Obowiązki wykonane- rzekła dość chłodno. -liny są zabezpieczone, żagle postawione, większość ludzi śpi. Kiraz na bocianim gnieździe, dziś pełni wartę. - Skinąłem głową, przyjmując raport.
-Dziękuję Zorya. -podziękowałem.
-To moja praca kapitanie, obowiązek. -To było całkowicie zdanie w jej stylu. Nigdy nie przyjmowała podziękowań, pochwał czy prośby o odpoczynek. Kobieta w ciągłym ruchu, gotowa na wszystko. Mimo tego, iż różniła się od reszty załogi, która lubiła sobie śmieszkować i żyła przygodą, to była ona bardzo mi tutaj potrzebna. Jako moja prawa ręka, pomagała mi w najróżniejszych momentach, wyciągała nie raz z problemów i nakierowywała na odpowiedniejsze rozwiązanie. Ufałem jej jak nikomu innemu.
-Kierunek się zmienił- rzekła. -Nie zamierzasz zdradzić, jaki ma to powód?
-A gdybym ci powiedział, że czuję, że to właśnie tam muszę płynąć? Że to instynkt?
-Powiedziałabym, że masz jak zawsze całkiem niezły instynkt.- odpowiedziała cicho, patrzyła przez moment na mnie, a potem znów w przestrzeń przed sobą. Jej rude włosy, zaplecione w tej chwili w długi, gruby warkocz, powiewały pięknie za sprawą wiatru. Mój wzrok przez chwilę wręcz nie był kontrolowany, dopiero jej głos mnie wyrwał.
-Wiem, że cokolwiek postanowisz, wiesz, co robisz.
-Zawsze wierzyłaś w to, że wiem, co robię? -zapytałem, może i lekko rozbawiony. Zorya podniosła brew, patrząc na mnie.
-Nie, ale zawsze wierzyłam, że jak coś spieprzysz, to przynajmniej zrobisz to z rozmachem. A ja pomogę sprzątnąć ten syf. Ale... tak. Wierzę, że masz dobry powód.
-Mam, jeszcze nie wiem, czy dobry, ale czuję, że musimy tam być. -Kobieta milczała przez chwilę, a potem przytaknęła.
-To wystarczy.- rzekła. Chciałem coś powiedzieć, ale ta już odwróciła się i znikała w cieniu.
-Za wszystko ci dziękuję i cieszę się, że mogę liczyć na kogoś takiego na moim pokładzie- powiedziałem więc cicho, wiedząc, iż marne szanse na to, że to usłyszy wśród dźwięków fal. Uśmiechnąłem się i westchnąłem. W głębi serca cieszyłem się jak głupi, że to właśnie Zorya została moją prawą ręką. Otrząsnąłem się lekko, jakbym chciał wziąć się w garść i sam postanowiłem pójść. Miruno zapewne już dawno ciężko spał, obym tylko mógł tego wielkiego kota przesunąć i zmieścić się w łóżku.













